Jak 40-lecie pielgrzymki, to i marszruta musi być na 40+. Dlatego dziś po raz kolejny wstaliśmy wczesnym rankiem i, nim wyszło słońce, udaliśmy się w dalszą drogę. Kontynuowaliśmy nasz marsz od Hospital da Cruz, by po 41 km wejść do miasta Arzua.
A że droga była długa, to i sporo niespodzianek spotkało nas w drodze. Wiedzieliście, że ks. Jan potrafi tańczyć "makarenę"? My też nie. Zresztą sam zainteresowany, gdyby go dziś rano zapytać, pewnie popukałby się w czoło. A jednak! Wystarczyła grupa hiszpańskich dzieci, która w ramach kolonii, wypełniała zadania i natknęła się na księdza Jana, prosząc, by ten zatańczył. "Zgoda" - padło - "Ale pod jednym warunkiem". Młodzież miała wspólnie wyrecytować "Ojcze nasz", a że uczyniła to ochoczo i pięknie, to już nie było wybory! I tylko szkoda, że zaskoczenie całą sytuacją było tak wielkie, że nikt nie wpadł, aby to nagrać. I teraz nie wiemy, czy ktoś nam w taki cud uwierzy!
Ta sama grupa "złapała" potem ks. Roberta, ale tu już zadanie było dużo prostsze - wymiana gadżetów: młodzież sprezentowała kierownikowi kolorową bransoletkę, a w zamian dostali pleciony różaniec.
Czas na Camino i kilometry drogi urozmaicaliśmy sobie modlitwą i śpiewem. Ale pomyśleliśmy też o czymś dla ciała - śmiałkowie z naszej grupy zatrzymali się w jednym z lokali i spróbowali regionalnego specjału, jakim są ośmiornice. Uczta dla podniebienia! Teraz odpoczywamy, a jutro ostatni dzień naszej wędrówki.